Blog

Tłum tłumaczy

LinkedIn po polsku: kto odważył się zmienić język, ten wie.

Zazwyczaj nie przyczepiam się do tłumaczeń wykonanych przez innych (chyba, że mi za to płacą). Nie uważam, żeby było to moralne czy etyczne, a i sytuacji na rynku nie poprawia. Moje podejście do crowdsourcingu jest inne. Jak wspomniałam w poprzednim artykule, zamierzam przyjrzeć się kilku platformom, które postanowiły zaoszczędzić zlecając tłumaczenie użytkownikom.

Postanowiłam w końcu się przełamać i mimo tego, że wiedziałam, czego się spodziewać, zmieniłam język na polski w LinkedIn. Przyznaję: LinkedIn poszedł na pierwszy ogień, ponieważ jakiś czas temu trochę z tłumaczami zadarł.

LinkedIn kreuje się na platformę związaną z karierą, rozwojem i zarobkami. Dąży do przyciągania zawodowców i idzie to naprawdę całkiem nieźle. Tłumacze są na LinkedIn i skwapliwie z niego korzystają. Sama mam rozbudowany profil, jestem członkinią kilku grup, a nawet kilka moderuję. Dlatego też LinkedIn wpadł na świetny pomysł i zapytał tłumaczy, co by chcieli w zamian za przetłumaczenie serwisu.

Ankieta wywołała sporą burzę w światku niezależnych tłumaczy. Dlaczego?
Głównym powodem dość powszechnego oburzenia był fakt, że jedno z pytań ankiety dotyczyło „rekompensaty” za wykonane tłumaczenie. Dostępne opcje odpowiedzi:
• Dla przyjemności.
• Przyznanie wysokiej pozycji w rankingu tłumaczy.
• Reklama/dodatkowe informacje o tłumaczeniu w profilu LinkedIn.
• Członkostwo w grupie tłumaczy LinkedIn.
• Wyższy poziom konta LinkedIn.
• Inne.
Jak widać odpowiedzi w ogóle nie przewidywały wynagrodzenia za pracę i to właśnie wywołało burzę w świecie tłumaczy, której istoty autorzy pytań oraz wiele osób spoza branży nie rozumie.

(Źródło)

Wasaty Tlumacz

Tak, LinkedIn chciał nagrodzić tłumaczy za pracę przyjemnością z tłumaczenia, albo lśniącą plakietką na profilu. Oto sieć, która z założenia wspiera jakieś ideały przedsiębiorczości, rozwoju i osiągnięć zawodowych i mogła z całej akcji tłumaczeniowej zrobić ciekawą promocję swoich własnych działań, raczej wbiła nóż w plecy całej profesji (no dobrze, podłożyła nogę). Większość zawodowych tłumaczy odmówiła, ale ktoś musiał się zgłosić, bo od kwietnia 2012 r. mamy LinkedIn po polsku. Oczywiście w artykule nie ma wzmianki o tym, kto tłumaczył i na jakich warunkach. Jeżeli LinkedIn posunął się do wykorzystania swoich użytkowników i oszczędzenia pieniędzy, to mógł chociaż podziękować tym najbardziej zaangażowanym, wymieniając ich w artykule. W końcu byłaby to jakaś forma promocji. Ale w ten sposób LinkedIn przyznałby, że skorzystał z darmowej siły roboczej i tym samym zaprzeczył swoim ideałom.

No to zmiana języka…

Podstawowa terminologia

Dobrze, mam profil, kontakty, grupy, oferty pracy – podstawowa terminologia nie jest zła. Poruszam się bez większych problemów, wiem, czego gdzie się spodziewać. Jestem pozytywnie zaskoczona „nawiązaniem kontaktu” na angielskie „connect” (przyznajcie, że połącz się/podłącz się nie w każdym kontekście brzmiałoby dobrze…). Dostaję „zawiadomienie” (nie mylić z powiadomieniem) i czytam, że ktoś poleca moją „aktualizację komentarza”. Tutaj się gubię, bo nawet znając angielską wersję serwisu, nie jestem pewna, co tak naprawdę zostało polecone. Ignoruję rozpraszające „zawiadomienie” i śledzę dalej. LinkedIn sugeruje, że powinnam „poprawić swój profil”. Tak, poprawić. Nie ulepszyć, nie rozwinąć, nie dodać niczego, tylko poprawić. Patronizujące to, czy po prostu dbają o moją reputację specjalisty? I teraz może już się czepiam, ale „sieć zawodowa” wydaje mi się trochę podejrzana. Gdzieś w warstwie semantycznej pojawia się zgrzyt, którego nie potrafię do końca opisać. A poza tym, dlaczego nie „sieć kontaktów”?

Pierwsza osoba

Nie jestem fanką używania pierwszej osoby tam, gdzie nasz język ojczysty od zawsze jej unikał. Kiedy tylko mogę, stosuję formy bezosobowe, neutralne albo oficjalną liczbę mnogą. Wiem jednak, że są tacy, którzy idą z duchem czasu i później stają przed problemami typu „Wprowadziłem(-am)” albo „Czy będę miał(a)” (brak spójności w zapisie). Natomiast nie rozumiem tych, którzy na siłę kopiują pierwszoosobowość angielską. I tak oto mamy:

LinkedIn Today poleca Ci te wiadomości

Szaleństwo sformułowań

Kilka sformułowań mnie naprawdę zdziwiło: „OSOBY, KTÓRE MOŻESZ ZNAĆ” (dziękuję za pozwolenie!), „FIRMY, KTÓRE MOŻE WARTO OBSERWOWAĆ” (skąd to zawahanie?), „GRUPY, KTÓRE MOŻESZ POLECIĆ” (bo innych mi nie wolno), „OFERTY PRACY, KTÓRE MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ” (bo uważam, że można to powiedzieć krócej i ładniej). Można z nimi przeżyć i to pewnie ja się znowu tylko czepiam.

Zgrzyty

Jest natomiast kilka zdań, które jednak bolą i raczej nie powinny się pojawić. „Więcej korzyści dzięki uaktualnieniu konta!”, „Informacje osobiste”, „Zobacz nowe aktualizacje”, czy wreszcie „Podobnie jak każda społeczność, grupa LinkedIn może być bardzo ścisłą lub bardzo szeroką, zupełnie nową lub już działającą z powodzeniem od dawna. Sprawdź grupę, aby się zorientować czy Tobie odpowiada”. Byłabym za aktualizacją, danymi kontaktowymi, nowościami albo aktualizacjami (bez pleonazmów) i za zdaniami, które da się zrozumieć przeczytawszy je dwa razy.

Niespójności

Na pierwszy rzut oka inni na LinkedIn to użytkownicy, czasami osoby, a jeszcze kiedy indziej – kontakty. Odrębne terminy sugerują, że czymś się oni od siebie różnią i może nie każdy użytkownik jest osobą? Nie wszystkie wiadomości zostały przetłumaczone. Ups.

Filmik (anty)reklamowy

Film wideo (sic!) LinkedIn można zobaczyć tutaj: http://www.linkedin.com/polski. Z pewnością frimie (sic!) zależało na tym, żeby dotrzeć do dynamicznych i energicznych ludzi sukcesu, oferując im sieć profesjonalną, w której mogą znajdować i udostępniać możliwości. Według frimy, dobry powód dołączenia do LinkedIn to możliwość pozostania w kontakcie z kontaktami, co ułatwia proszenie zaufane kontakty o przedstawienie. Ta świetna reklama odczytana jest głosem z puszki, co do którego mam solidne podejrzenia, że jest po prostu programem komputerowym.

Odczucia

Pod jednym z artykułów w polskiej prasie oznajmiającym nadejście rodzimej wersji językowej LinkedIn znalazłam komentarz (pierwszy!) idealnie podsumowujący to, co się czuje na polskim LinkedIn:

Korzystam z LI od ponad 7 lat, dzis przełączyłem się na PL, i po 5 minutach powrót na EN, masakra tłumaczenie i w dodatku jakoś dziwnie

Źródło

Jakie są Warsze odczucia?

Do poczytania kilka ciekawych artykułów o całej aferze z crowdsourcingiem:
1, 2, 3, 4, 5.

Marta Stelmaszak

Tłumacz ustny i pisemny języka angielskiego i francuskiego z sześcioletnim doświadczeniem, specjalizujący się w tłumaczeniach z zakresu prawa, informatyki, marketingu i biznesu. Członkini Komitetu Zarządzającego Dywizji Tłumaczenia Ustnego brytyjskiego Instytutu Lingwistów. Wyróżniona 25. miejscem w konkursie Language Lovers 2012 na najlepszą stronę językową na Facebooku o tematyce językowej (WantWords).

More Posts

Follow Me:

4 Komentarzy

  • Slowka.info on Feb 03, 2013 Odpowiedz

    Akurat taki serwis jak LinkedIn powinien zadbać o jakość tłumaczeń, szczególnie jak chce prężnie wejść na polski rynek. Z takimi “bugami” na początku, to później kończy się jak ebay.pl czy yahoo.pl

  • Joanna on Nov 16, 2012 Odpowiedz

    Cóż, angielskie “may” też nie zapewnia rozróżnienia “possibility/permisson”. Jednak kierując się kontekstem i intuicją czytelnik zapewne łatwo zdecyduje o znaczeniu zdania “Możesz znać te osoby”” , tak jak i “You may know these people””.
    Gęsią skórkę wywołuje u mnie natomiast użycie strony biernej w sytuacjach, w których w naszym języku brzmi ona nieładnie, jak w przypadku tego: “kilka Twoich adresów musi być potwierdzonych” (brrr), zamiast “wymaga potwierdzenia”. Zgadzam się co do wymienionych tutaj zgrzytów. A jak już mowa o zgrzytach, i o przenoszeniu treści tak, by w innym języku otrzymywały stosowny dobrze brzmiący ekwiwalent, to ośmielę się zwrócić uwagę, że termin “dywizja” nasuwa mi na myśl jedynie wojskową jednostkę taktyczną, a “dywizja lingwistów” wywołuje w wyobraźni odpowiednie obrazy, plasując ją wśród dywizji czołgów, artylerii i piechoty. Rozumiem, że w oryginale brzmi to “Division”:) - czy jednak nie powinien to być dział, wydział, oddział, cokolwiek…

    • Marta Stelmaszak on Nov 21, 2012 Odpowiedz

      Pani Joanno,

      dziękuję za komentarz! Uwaga co do “dywizji” jest jak najbardziej słuszna! Sama nie wiem, skąd taki potworek się wziął i co dokładnie działo się w mojej głowie, kiedy uznawałam, że tak może być… Chociaż biorąc pod uwagę nasze boje z Ministerstwem Sprawiedliwości, to może faktycznie ma to coś wspólnego z czołgami i piechotą…

      Dział mi się podoba, wydział trochę mniej… Ale na pewno muszę to zmienić!

  • Sławek on Oct 11, 2012 Odpowiedz

    do mnie nawet jakoś nie dotarło, że LI się spolszczył, ale może to i lepiej Przyznam, że ogólnie trochę nie ogarniam tego portalu, wiele rzeczy dałoby się w nim uprościć.

Zostaw odpowiedź