Blog

Tłum tłumaczy

Crowdsourcing, czyli tłumaczenie w rękach tłumu.

Crowdsourcing nie zawsze musi być zły. Są firmy tłumaczeniowe, które twierdzą, że można dany tekst wrzucić w taki tłum tłumaczy i ktoś go zrobi, może kilka osób po kawałku, a potem wyjdzie z tego gotowe tłumaczenie. Podobno oszczędza się na tym czas i pieniądze. Nie chcę oceniać takich systemów, bo w nich nie pracuję. Interesuje mnie inne oblicze crowdsourcingu: tłumaczenie za darmo przez użytkowników.

W tym kontekście crowdsourcing pojawia się pod wieloma nazwami: „crowdsourced translation”, „community translation”, „hive translation” or „social translation” i oznacza jednoczesne tłumaczenie tekstu przez grupę ochotników posługujących się dwoma językami.

Instynktownie zawodowi tłumacze będą takie rozwiązania krytykować – czy mają rację? W kilku następnych wpisach chcę się przyjrzeć tym, którzy takie rozwiązanie wybrali i podjąć się krytycznej oceny wyników. Z pewnością rzucę okiem na gigantów, czyli LinkedIn, Twitter i Facebook. Wśród firm i platform korzystających z crowdsourcingu znajdują się:

- Google (interfejs tłumaczony jest na języki rzadkie przez ochotników)
- Wikipedia (użytkownicy tłumaczą artykuły na inne języki)
- Facebook
- Twitter
- LinkedIn
- Microsoft (edycja tłumaczenia maszynowego bazy informacji)
- Ted.com (ochotnicy przygotowują napisy do przemówień)

Zanim jednak przejdę do konkretnych przykładów, chciałam podzielić się punktami, które dość trafnie przekazują to, do czego crowdsourcing tłumaczenia może doprowadzić i jakie mogą być jego negatywne skutki.

1. Tłumaczenie wykonywane przez tłum jest trudne do skoordynowania. Niespójne tłumaczenie owocuje niespójną myślą przewodnią, niejasną wizją i rozmytym obrazem marki.

2. Kiepskie tłumaczenie często prowadzi do kiepskiej reputacji wśród nowych odwiedzających. Czy zwiększenie liczby użytkowników portalu jest wystarczającym wynagrodzeniem za spadek renomy?

3. Wiadomo, że im lepszy tekst marketingowy, tym większa sprzedaż. Wynika z tego, że słabe tłumaczenie tekstu marketingowego skończy się spadkiem sprzedaży.

4. Poważne firmy nigdy nie zdecydowałyby się na crowdsourcing innych działów, na przykład marketingu, księgowości, albo działu prawnego. Jeżeli decydują się na crowdsourcing tłumaczenia, to czy traktują użytkowników za granicą mniej poważnie?

5. Załóżmy, że tłumaczenie przez nieprofesjonalistów będzie w 70% tak dobre, jak zawodowe tłumaczenie. Czy oznacza to, że firmy mogą pozwolić sobie na obniżanie standardów także i w innych dziedzinach i nic się nie stanie (na przykład zmniejszenie poziomu obsługi klienta do 70%)?

6. Darmowa forma tłumaczenia z założenia ma przynieść oszczędności. Czy na pewno tak się dzieje, biorąc pod uwagę spadek wartości marki i wszystkich tych użytkowników oraz klientów, którzy w obliczu kiepskiej jakości po prostu idą do konkurencji?

7. Jeżeli firma chce trafiać ze swoją ofertą do zawodowców i mówi dużo o jakości, to jak ma się do tego zupełne pominięcie zawodowych tłumaczy i wybranie opcji, gdzie jakość wcale nie jest najważniejsza?

Czy firmy mogą sobie pozwolić na takie realne ryzyko?

Polecam artykuł, który mnie zainspirował.

Marta Stelmaszak

Tłumacz ustny i pisemny języka angielskiego i francuskiego z sześcioletnim doświadczeniem, specjalizujący się w tłumaczeniach z zakresu prawa, informatyki, marketingu i biznesu. Członkini Komitetu Zarządzającego Dywizji Tłumaczenia Ustnego brytyjskiego Instytutu Lingwistów. Wyróżniona 25. miejscem w konkursie Language Lovers 2012 na najlepszą stronę językową na Facebooku o tematyce językowej (WantWords).

More Posts

Follow Me:

Zostaw odpowiedź